Napisanie tej niezwykle krótkiej części opowiadania wymagało strasznie dużo czasu. Ale wydaje mi się, że teraz już jakoś ruszę ;) Oby choć trochę się wam spodobało, bo ja nieszczególnie jestem zadowolona. Ale jakoś musiałam sobie wybudować ten mos łączący mnie (miejmy nadzieję) z tymi lepszymi częściami opowiadania.
Miłego czytania :)
***
Nadeszła godzina
biczowania mentalnego pod przewodnictwem Numaty. Na pierwszy
ogień poszedł biedny Tsuji. Rzeczywiście wyglądał jak zmora.
Maszerował jak na ścięcie, chociaż na wyrok egzekucji szedłby
pewnie nieco żywszym krokiem,
- Usiądź sobie wygodnie
Shogo. Może herbaty? - Noritoshi wydawał się przerażająco miły.
Czym on sobie zasłużył na tak podłe traktowanie? Czekał na
apokalipsę, ponieważ zadowolony Numata zdecydowanie był jej
zwiastunem.
- Wolałbym arszenik –
wyszeptał pod nosem i udał, że całkowicie opadł z sił.
- Niestety skończył mi się
jeszcze za czasów innej czwórki, która tu mieszkała, więc musisz
zadowolić się herbatą.
- Nie dziękuję, mam
nadzieję, że nie będę tu aż tak długo – chłopak spojrzał z
nadzieją na swojego opiekuna, oczekując, iż ten potwierdzi jego
domysły. Jednak Noritoshi zachował się tak, jakby nie usłyszał
ostatniego zdania, które wyciekło z ust jego podopiecznego.
- To jak to było? Co się
stało i dlaczego? - Numata uśmiechał się serdecznie, prawie z
taką perfekcją, jak uśmiecha się teściowa.
- Wszystko dzieję się
przez tego nadętego dupka Orinosuke. Coś tam, nie wiem dokładnie o
co poszło, ale pokłócili się chyba o różowego, a później
Ozawa wybiegł i trzeba było go szukać.
- Mówisz o Iidzie?
- No a kto tu jeszcze nosi
różowe pióra na łbie? Tylko to mała łajza. Ja tam nie wiem za
dużo na jego temat. W ogóle nawet nie mam pojęcia kiedy niby
Orinosuke się z nim spotkał, no ale kłótnia był właśnie o
niego.
- Myślałem, że trudniej
mi z tobą pójdzie. A miałem takie piękny plan co do twoich tortur
– opiekun zrobił smutną minę i popatrzył w stronę Shogo, który
momentalnie zesztywniał na krześle.
- Chyba nie chcę się
dowiedzieć... Poza tym, kto by chciał kryć takiego dupka jakim
jest Sugita? Wina zdecydowanie leży po jego stronie.
- O czyjejś winie zdecyduje
sąd najwyższy, czyli ja. Chcesz mi się jeszcze z czegoś zwierzyć?
- Numata wstał ze swojego krzesła i podszedł do swojego
podopiecznego.
- Nie-e, niekoniecznie... -
chłopak zaczął się jąkać i wbił się w krzesło najbardziej
jak się tylko dało.
- Jesteś pewien? - blondyn
przybliżył się jeszcze bardziej. Schylił się lekko, by jego
twarz był na wysokości twarzy Shogo. Opiekun zdawał sobie sprawę
ze swoich zapędów sadystycznych i jakże wielką przyjemność
sprawiało mu znęcanie się nad Tsuji'm.
- Ekhm, teraz w tej chwili,
to chciałbym powiedzieć, że stoi pan za blisko... - czerwony był
na twarzy jak cegła i w zasadzie nie miał pojęcia co sądzić o
tej całej sytuacji. Jak dla niego, to opiekun przekraczał właśnie
granicę, której nie powinien przekraczać. Chociaż jakby nad tym
pomyśleć, to nikt ich tutaj nie kontroluje, jeśli by im się
zachciało, to mogli by sobie nawet urządzić dzikie orgie. Ta myśl
sprawiła, że cały zadrżał. A co jeśli on go tu teraz...?
Przerażające!
- Hmm, co takiego? Nie
usłyszałem. Może powinieneś mi to powiedzieć na ucho? - O ile to
możliwe, to Noritoshi przybliżył się jeszcze bardziej, a ich
policzki zaczęły się o siebie ocierać. Biedny Shogo już
odchodził od zmysłów, a serce prawie wyskoczyło z klatki
piersiowej. Nie wiedział czy był bardziej przerażony, czy
podniecony.
- Pan za-a blisko... -
dobrze, że wypowiedział chociaż te trzy słowa. Numata gdy je
usłyszał wyprostował się i roześmiał bezczelnie.
- Zawołaj do mnie Raidona –
powiedział już zimniej i znów wrócił do swojego chłodnego
wyglądu zachowując się tak, jakby to co robił przed chwilą, w
ogóle nie miało miejsca. Tsuji natomiast zdębiał, zaczął się
nawet zastanawiać, czy sobie tego wszystkiego przypadkiem nie
wymyślił – Co tak stoisz jak baran? Ruszaj tyłek! - wrzasnął
opiekun, to wystarczyło, żeby sprowadził chłopaka do świata
żywych. Wyskoczył z jego domku jak najszybciej się dało i pobiegł
po Raidona.
- Stary, to było piekło,
piekło! Idziesz teraz ty, powodzenia! - Yonokawa westchnął i
poszedł we wskazanym mu kierunku. Nie bał się w ogóle. I
właściwie pojęcia nie miał, co takiego mógł zrobić opiekun, że
Shogo wyskoczył stamtąd jak z palącego się domu. Niemniej jednak,
on nie miał zamiaru dać się zastraszyć.
- Jestem – powiedział
ponuro i usiadł na krześle przed opiekunem.
- Widzę – zaległa ciężka
cisza. Numata pisał coś w swoim notesie, a Raidon jakby mógł, to
by zaczął z nudów dłubać w nosie, jednak w jego wieku już nie
wypadało tak robić.
- Wiesz coś więcej niż
Shogo?
- To zależy, co on
wiedział.
- Ogólny zarys sytuacji. Ty
natomiast jesteś w pokoju z Ozawą, nawet nie myśl, że cię stąd
wypuszczę jeśli nie powiesz mi czegoś więcej.
- No a on jest w pokoju z
Sugitą, to coś zmienia?
- Ta parka się prawie
nienawidzi, wątpię żeby obrażony na cały świat książę chciał
się zwierzyć Shogo.
- Punkt dla pana. Ale ja
serio nic nie wiem. Tylko tyle, że bełkotał o tym jak mu smutno i
ciężko na tym padole nieszczęść. W ogóle średnio to pamiętam.
Nie obchodzą mnie jego rozterki wewnętrzne. Usłyszałem może co
trzecie słowo. Jak pan raczył pewnie zauważyć mam braki w
komunikacji – Raidon zrobił kwaśną minę i popatrzył tępo
przed siebie. Nie dla niego było odgrywanie czułej i współczującej
istoty. Niemniej jednak musiał czasami udawać. Takie życie,
wystarczy tylko dobrze odgrywać swoje role.
- Ta, ale nie o twoich
wypaczeniach będziemy teraz rozmawiać. Skup się dzieciaku.
Powiedział coś dziwnego, dziwnie się zachowywał mówiąc o czymś?
Może jakieś oznaki strachu? Cokolwiek – kiedy Shogo wspomniał o
różowym, opiekunowi przyszedł pewien scenariusz do głowy. Przed
przyjęciem Iidy do obozu, dokładnie przebadał jego kartotekę,
zresztą tak jak Higo. Obydwoje długo się zastanawiali czy go tu
przyjąć. Jednak nacisk z góry był zbyt silny i nie mogli odmówić.
- Dobra, spytał się, czy
mimo wszystko bym mu wierzył jakby się coś stało. No jakoś tak
to szło, nie pamiętam dokładnie.
- I nie wiesz z czym to może
być związane albo z kim?
- Pojęcia nie mam. Więcej
już nic nie wiem. Niech pan spyta winnych.
- Możesz już iść.
Zawołaj do mnie Ozawę – Noritoshi znowu zaczął coś bazgrać w
swoich notatkach. Nie chciał wychodzić z pochopnymi wnioskami.
Jednak przeczuwał, że sprawa może rozszerzyć się na dwa domki.
Wszystko zależało od zeznań dwóch następnych osób.
Domek
„PSYCHO”
Tymczasowy pokój Genpaku
Hagino i Masazumi'ego Oty.
- Dobra! Czas myśleć jak
odkupić swoje grzechy! Nie ma się co dołować – nagły zryw
radości i energii wybił Masazumi'ego trochę z jego normalnego,
ponurego rytmu. Jednak przytaknął Genpaku i lekko się do niego
uśmiechnął.
„Co
chcesz zrobić? Masz jakiś plan?” Podał
kartkę Hagino i zaczął wyczekiwać na odpowiedź.
- No, nieszczególnie. Ale
pewien jestem, że muszę przeprosić moją księżniczkę. W ogóle
co zadała psycholog?
„Mamy się zastanowić
czy chcielibyśmy zmienić swoje życie na jakieś inne. No i tam
jeszcze dlaczego byśmy chcieli je zmienić. Możemy też powiedzieć,
że takie życie nam się podoba, ale to też trzeba poprzeć
argumentami”
- Ja jebię. Chyba łatwiej
będzie przeprosić Kusatsu niż to napisać – Genpaku podrapał
się bezradnie po głowie. Masazumi natomiast popatrzył na niego
błagalnym wzrokiem. Jeśli znowu dostaną przez niego karę, to
nawet on się chyba na niego obrazi. Chociaż pewnie długo by to nie
trwało, a nawet jeśli, to jak miałby to ktoś w ogóle zauważyć?
Przecież już i tak nic nie mówił. Jego życie było dużo cięższe
niż się mogło wydawać.
Ota poklepał wyższego
chłopaka po ramieniu i wskazał drzwi, dając mu do zrozumienia, że
Kusatsu pewnie czeka na przeprosiny czy coś w tym stylu. Nie
wiedział czemu, ale Genpaku przeważnie go rozumiał, nawet jak nic
nie pisał. Była to bardzo przyjemna odmiana od tych wszystkich
pytających spojrzeń kierowanych w jego stronę.
- No dobra, ja tam pójdę,
a co z Różowym? Mam go wytargać za włosy i powiedzieć, żeby
zostawił Julię, bo Romeo chce przeprosić? - chłopak popatrzył na
niego bezradnie i przymrużył oczy nie dowierzając. Skąd on w
ogóle brał te wszystkie dziwne porównania?
„Ja go gdzieś
wyciągnę, może mi się uda”
- No to przeprosiny czas
zacząć! - Genpaku pełen werwy ruszył w stronę drewnianych drzwi.
Oby mu się udało udobruchać blondyna, bo jakoś nie uśmiecha mu
się walenie konia do końca pobytu w tym ośrodku. Tak, ponownie
przemówiła jego zwierzęca strona. Ale cóż poradzić? Był
przecież prostym chłopakiem z pewnymi wymaganiami.