Noritoshi Numata
Orinosuke Sugita
Meiji Ozawa
Raidon Yonokawa
Shogo Tsuji
***
Domek „JUNKIE”
był bardziej milczący niż zazwyczaj. Atmosfera nie sprzyjała rozmowie,
ani żadnej innej drodze komunikacji. Po tym, jak Shogo przyprowadził
Ozawę z powrotem, nikt nic nie powiedział. Nawet rozhisteryzowany Ozawa
nie miał zamiaru powiedzieć słowa. Dalej w jego głowie huczały zdania
wypowiedziane przez Iidę. Były one coraz głośniejsze i głośniejsze, za
nic nie chciały się wymazać z pamięci chłopaka. Jednak co najważniejsze,
nie miał zamiaru przyznawać się do tego, że zachował się jak gówniarz.
Nie myślał nawet o tym, żeby powiedzieć Orinosuke, że już nie musi się
nim przejmować i spokojnie może zająć się różowowłosym. To kpina, to
była dla niego jedna wielka kpina. Może i przestraszył się w tamtym
momencie, jednak jeśli nie da szansy różowowłosemu, to ten nic mu nie
zrobi. Musiał jednie trzymać się zawsze z kimś, nawet jeśli byłby to ten
irytujący Shogo, który wtrąca się do wszystkiego, jak wścibska matka.
Meiji
usiadł obok Orinosuke i zerkał na niego od czasu do czasu. Zaraz miała
przyjść kontrola, więc trzeb było się posłusznie zebrać w saloniku i
czekać.
- Dobra gnojki!
Ustawiamy się ładnie w rządku i odliczamy. Trudnej matematyki tu nie
ma, do czterech liczyć potraficie! - Noritoshi wparował do domku jak
huragan. Popatrzył na niewzruszonych lokatorów. Żaden nie miał zamiaru
wykonać zadania. Noritoshi od razu wyczuł, że atmosfera raczej nie jest
sprzyjająca. Usiadł na stoliku przed Ozawą i Orinosuke, i popatrzył na
nich podejrzliwie.
-
Dobra, każde problemy zaczynają się od waszej dwójki. Co jest grane?
Możecie się zwierzać póki mam ochotę robić za kochającą rodzicielkę.
Później stanę się ojcem skurwysynem, więc radzę zwierzać się tej
cierpliwszej połówce – Shogo i Raidon wiedzieli, że żaden się nie
odezwie, choćby ich ze skóry obdzierano, więc już zaczynali się
mentalnie szykować na armagedon.
-
Nic się nie stało – Ozawa uniósł dumnie głowę i popatrzył gdzieś w kąt.
Prawda była taka, że nawet jakby powiedział o różowowłosym, to nikt by
mu nie uwierzył. Oczywiście opiekun musiałby zająć się tą sprawą, jednak
końcowy rezultat był do przewidzenia. Meiji zmyśla, pewnie taka byłaby
diagnoza, więc po co się ośmieszać.
-
Chcesz coś dodać do tej długiej i wyczerpującej wypowiedzi, Sugita? -
blondyn popatrzył na opiekuna i pokręcił przecząco głową. Wzrok zawiesił
gdzieś w przestrzeni, nie miał najmniejszej ochoty wdawać się z kimś w
pogawędki.
- Dobra,
jutro po kolei, wszyscy będziecie do mnie przychodzić. Porozmawiamy
indywidualnie – opiekun wstał popatrzył na całą czwórkę raz jeszcze i
wyszedł z domku.
-
Pięknie, przez waszą dwójkę wszyscy będziemy mieć przerąbane – Shogo
wyraził swoje niezadowolenie i poszedł do pokoju, który, o zgrozo,
dzielił z Sugitą. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że blondyn
miał teraz piekielnie zły humor. W tym stanie przeważnie nic nie mówił,
jednak bywały wyjątki. Tsuji nie raz na własnej skórze doświadczył tych
jakże wyjątkowych dni. Jednak tym razem i on był wkurzony. Także po
wejściu tych dwóch panów do jednego pomieszczenia, atmosfera
niesłychanie się zagęściła. W powietrzu mógłby spokojnie zawisnąć topór i
to niemałych rozmiarów. Shogo siedział na łóżku i z uporem maniaka
podpierał ścianę, by ta przypadkiem na niego nie poleciała. Orinosuke
zaś usiadł przy biurku i zaczął intensywnie oraz wrogo wpatrywać się w
swojego współlokatora.
- Jeżeli masz coś do powiedzenia, to mów – warknął blondyn.
-
A pewnie, że mam. Zawsze, ale to zawsze musimy mieć problemy przez
waszą dwójkę – Tsuji nie został dłużny i także obdarował swojego kolegę
wilczym spojrzeniem.
- Nie przez naszą dwóję, a przez tego małego głupka, który zawsze do wszystkiego musi się wtrącać.
-
No tak, najlepiej wszystko zwalić na Ozawę. Gdybyś nie powiedział o dwa
słowa za dużo, do niczego by nie doszło – chłopak od razu sparował
wypowiedź Orinosuke. Szczerze? Nie znosił tej wyniosłości godnej samego
księcia, która siedziała w blondynie.
-
Nie ja zacząłem tę pogawędkę. Poznał tylko moje stanowisko w tym
temacie. To, że jest histerykiem, to już nie mój problem – blondyn
ciągli tkwił w przekonaniu, iż w ogóle nie było w tym jego winy. Shogo
natomiast wzdychnął ciężko. Czuł się czasami, jakby rozmawiał ze ściną,
na której ktoś już napisał gotowe odpowiedzi. Inaczej mówiąc, Orinosuke
twierdził, iż zawsze i wszędzie ma rację.
-
Wiesz co jest twoim problemem? Twoje cholerne zadufanie. Zawsze myślisz
tylko o sobie. Mógłbyś czasem pomyśleć też o Ozawie. Ja za nim nie
przepadam, ale ty do cholery jasnej jebiesz się z nim jak bestia, nie
traktuj go jak zwykłej dmuchanej lali. To, że pojawiła się nowa
laleczka, nie znaczy, że tą starą możesz od tak sobie wyrzucić – w
Tsuji'm włączył się tak zwany moralizator, co zresztą nie było niczym
zadziwiającym, aczkolwiek nieco denerwującym. Szczególnie kiedy
umoralnienia leciały w kierunku blondyna.
-
Zrobię to, na co będę miła ochotę – ton głosu Sugity niebezpiecznie się
obniżył. - A ty, w szczególności ty, nie masz prawa mi niczego
powiedzieć.
- Będę mówił
to, na co mam ochotę, szczególnie jeśli to JA mam rację – Shogo zdawał
sobie sprawę z tego, że wkraczał na niebezpieczny temat, albowiem
podważał zadnie ich „domkowego” księcia. Jednak tym razem nie miał
zamiaru ustąpić, podobnie jak Orinosuke. Panowie podeszli do siebie.
Shogo był odrobinę niższy od blondyna, jednak nie przeszkadzało mu to w
utrzymaniu groźnego kontaktu wzrokowego. Między tym dwojgiem zaczęło
iskrzyć i to bynajmniej nie z miłości. Jeszcze chwili i by się na siebie
rzucili. W zasadzie tylko sekundy dzieliły ich od pójścia w taniec z
pierwotnymi instynktami. Jednak łaskawy los uratował ich od tego jakże
głupiego czynu. Posłużył się Yonokwawą, który wyczuwając co się świeci,
wparował do pokoju rozdzielając skorą do walki parę.
-
Czy was już do reszty pojebało?! - wrzasnął. - Nie mało mamy już
kłopotów? Całkowicie chcecie nas dojebać, tak? Ja pierdole, banda
pojebów. Już wolałbym mieszkać z tymi psycholami, niż z wami. Pieprzeni
masochiści. Ja nie mam ochoty robić za laleczką do bicia naszego
opiekuna – Raidon popatrzył na nich karcącym wzrokiem, co w sumie
niewiele dało.
- Dobra, wyluzuj, już się uspokoiliśmy – Shogo z powrotem opadł na łóżko, wracając do podtrzymywania ściany.
-
No ja mam nadzieję, bo jeżeli nie, to się nie pierdolę, tylko idę po
Numatę – Raidon wrócił do swojego pokoju i złapał się za głowę. No tak,
przecież został mu jeszcze do pocieszenia zawodzący Ozawa, który za nic w
świecie nie chciał się uspokoić. Czemu to akurat on musiał robić za
matkę Teresę?
- Weź już się nie mazgaj, dobrze wiesz jaki jest Sugita. Powrzeszczy, podąsa się i mu przejdzie.
-
Wcale, że nie! Nie tym razem, jestem tego pewien! - Yonokawa tę szopkę
przeżywał przynajmniej raz na dwa tygodnie. Wszystko byłoby w porządku,
gdyby nie to, że to przeważnie w jego rękaw wypłakiwał się Meiji.
- Zawsze to mówisz. Daj już spokój, może zainteresuj się kimś innym.
- Kim niby? - chłopak wpadł w jeszcze większy płacz.
- Obojętnie, tylko nie mną. Nie znoszę miłosnego świergolenia.
-
Mógłbyś chociaż udawać, że chcesz mnie pocieszyć! - Ozawa wrzasnął
histerycznie i schował twarz w poduszce. Raidon by nie wywołać jeszcze
większego napadu płaczu u chłopaka, postanowił się już nie odzywać. Co z
tego, że miał racę? W ogóle nie wiedział, co takiego Ozawa widział w
tym zadufanym dupku, ale powiadają, że miłość jest ślepa. Biedny Meiji
przeżywał niestety jednostronną miłość, wszyscy wiedzieli, że Orinosuke
zaspokaja tylko swoje potrzeby cielesne, co najgorsze Meiji też zdawał
sobie z tego sprawę, jednak nic sobie z tego nie robił. Ale nic nie
poradzisz, świata nie zmienisz. Yonokawa poddał się i usiadł przy
chłopaku. Zaczął delikatnie głaskać go po głowie. Miał nadzieję, że
chłopak działa na zasadzie szczeniaka i zaraz się uspokoi. W sumie
trochę przypominał zagubionego, słodkiego pieska. Jednak zaraz skarcił
się w myślach za to porównanie. Już i jemu zaczęła udzielać się tak
wariacka atmosfera. Ile by teraz oddał by znów znaleźć się w swoim
starym towarzystwie. Cały czas planował, że jak tylko stąd wyjdzie, od
razu pójdzie odpłynąć. Nie miał zamiaru znów zderzać się z brutalną
rzeczywistością. Jak zauważył, pomiędzy męczarnią życia, a tą
narkotykową nie było zbyt dużej przepaści. Raidon nigdy nie należał do
optymistów. Nawet więcej, z całego serce nienawidził tych wesołych
ludzi, którzy tylko udawali, że wszystko jest w porządku. Nigdy nie
spotkał prawdziwego optymisty. Każdy nosił piętno pesymisty, tylko nie
każdy chciał się z tym pogodzić. Obraz Ozawy go w tym potwierdzał.
Jednak szkoda mu było tego chłopaka. Mimo wszystko, to chyba do niego
zbliżył się najbardziej. Wspólne mieszkanie jednak miało na niego jakiś
wpływ.
- Raidon... - chłopak usłyszał ciche, przytłumione dźwięki, które niezdarnie ułożyły się w jego imię.
- Co jest? - udał obojętność, jednak dalej głaskał Ozawę po jedwabiście gładkich włosach.
- Nie ważne co by się działo, uwierzyłbyś mi?
-
A co cię napadło na takie pytania? - chłopak wyraźnie się zdziwił.
Nienawidził takich rozmów. A już na pewno nie postawiłby na to, że
będzie kiedyś tak rozmawiać z Ozawą. Ten świat zmierza do absurdu,
zdecydowanie.
- No zadałem pytanie, odpowiedz mi – chłopak zniecierpliwił się trochę, jednak dalej nie oderwał głowy od poduszki.
-
No pewnie, że bym ci uwierzył – nawet jeśli nie było to prawą, to
wiedział, że Meiji teraz takiej prawdy oczekuje. Nie mógł mu inaczej
odpowiedzieć. Nie zniósłby kolejnych godzin pocieszania.
-
Dzięki – chłopak popatrzył w końcu na Yonokawę i wymusił na sobie lekki
uśmiech. Nie wyglądał jednak na specjalnie zadowolonego. Nic dziwnego,
zapuchnięte oczy raczej w niczym nie pomagały utrzymać wizerunku
szczęśliwego człowieka.
- Już ci lepiej? - zapytał jakby troskliwie.
-
Tak, dzięki tobie. Przepraszam, że zawsze cię tak męczę. Ale jakby to
ująć, jesteś pod ręką – Ozawa uśmiechnął się trochę łobuzersko.
Zaczynało mu powoli przechodzić, co bardzo cieszyło Raidona. Oznaczało
to, iż w domku niedługo wszystko wróci do normy. I osobą numer jeden,
którą znów będzie nienawidzić Meiji, będzie Shogo. Wszystko w starym,
naturalnym porządku.
- Ty
mała cholera, ostatni raz wypłakujesz mi się w rękaw – Yonokawa udał
naburmuszenie, jednak zaraz zaczął się śmieć i zawadiacko pchnął
chłopaka na łóżko. Obydwoje zaczęli się śmiać. Tak wesoło w tym pokoju
nie było już dawno. Jednak jak to przeważnie bywa, nic nie trwa
wiecznie. Szczególnie gdy ktoś bardzo dba o to, by wszystko zniszczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz